piątek, 28 grudnia 2007

Zbawienie czy reinkarnacja ?

Dla niektórych znacznie ciekawszym byłoby teraz opisanie drogi, którą dochodzi się do punktu zero niż opisaniem mojego światopoglądu. Ale żadna religia nie podała dotychczas prosto, przepisu na zbawienie. Bo i ono nie jest prostym i takim samym dla każdego. Można dać wszystkim ogólne wskazania (ośmioraka droga w buddyzmie, dekalog w Judaizmie i chrześcijaństwie), ale konkretny człowiek musi sam dostrzec, co on musi zrobić by poprawić swoje życie, nawet guru może tylko znacznie pomóc, ale nie zbawić. Jest jeszcze droga miłości, ale to szeroki temat i nawet tutaj musi kogoś być stać na wyrzeczenia i trudy. Zajmę się przedstawieniem ogólnych wskazań, jednak później. Teraz przedstawię sprawy pilniejszej wagi, które mogą wielu pomóc rozwiązać ich problemy egzystencjalne, a więc przybliżyć do punktu zero.
Temat zbawienie czy reinkarnacja jak do tej pory stało w opozycji do siebie. Religie monoteistyczne, które szerzą doktrynę zbawienia zakładają, że jest tylko jedno życie i człowiek musi dążyć w nim do zbawienia, bo inaczej będzie potępiony. Religie reinkarnistyczne zakładają, że człowiek rodzi się wiele razy (np. Gośala Maskariputra, że każdy musi wcielić się przeznaczoną sobie ilość ) a wyzwolenie z koła narodzin osiągają jednostki.Wszystkie religie można podzielić według tego kryterium, a między jednym a drugim podejściem widzi się sprzeczność nie do przebycia. Tymczasem według mnie jedno nie wyklucza drugiego.
Prawdą jest bowiem, że człowiek może osiągnąć zbawienie w tym życiu. A wszelkie religie monoteistyczne nie są niczym innym, jak porywem całych narodów, by to osiągnąć. Opierają się zazwyczaj na kimś wielkim, kto tego dostąpił i który resztę prowadzi po swojej drodze. Jak to się przedstawia to widać, mimo takiego porywu, zbawienia dostępują też tylko nieliczni. Religie monoteistyczne postawiły wszystko na jedną kartę, na zbawienie w tym życiu i dla nich reinkarnacja przestała być nie tylko poznawczo, ale i realnie. Wyjść tu trzeba od przypowieści Jezusa o budowaniu wieży i walce dwóch króli (Łk.14.28-32). Jeśli się chce zbudować wieżę, trzeba najpierw mieć materiał, inaczej się nie ukończy jej budowy. Jeśli ma się stoczyć bitwę z dugim królem trzeba dokonać obliczeń czy jest się w stanie ją wygrać. Jeśli chce się osiągnąć,
zawalczyć o zbawienie trzeba rozważyć czy będzie się w stanie to ukończyć. W przeciwnym wypadku naraża się na śmiech i porażkę. W czasach powstawania wielkich religii czuło się moc ich założycieli, całe grupy poszły na to, by rozwiązać problem zbawienia w obecnym życiu, postawiły na to, że zbudują wieżę, wygrają wojnę z diabłem. Dla nich nie było już powrotu do reinkarnacji, życia przeszłego, postawiły na królestwo niebieskie po tym życiu i inne już przestały istnieć. O reinkarnacji przestało się mówić, bo i przestała ona dla nich istnieć, a chciało się, by również dla swoich dzieci. Czy to znaczy, że obecne pokolenia ciągnąc brzemia swoich przodków skazane są również na tę udrękę, gdy nie będąc gotowym jest się zmuszonym do walki, do budowania. Na szczęście Bóg uznaje osobiste podejście człowieka, ale nie jest to tak prosta sprawa, gdyż są pewne zobowiązania dzieci wobec rodziców i nie można łatwo przejść nad nimi, zlekceważyć je.
W lepszej sytuacji są narody, które nie podjęły się tak grupowej walki, mają ciągle możliwość żyć normalnie, w swoim tempie, czy zawalczyć o wyzwolenie. Niestety i jedna i druga strona ma swoje plusy i minusy. Ciężko bowiem się samemu zdecydować na tak ważnę walkę i dlatego na narodach religii reinkarnistycznych ciąży to fatum braku nadziei. Łatwiej jest to uczynić w grupie, gdzie dążąc do wspólnego celu jeden podpiera drugiego, ale też jeśli nastąpi przegrana ponosi się szkody znacznie większe. Dlatego wśród narodów religii monoteistycznych tyle napięć, konfliktów i walk.
Aby przybliżyć się do punktu zero trzeba zdać sobie sprawę w jakiej jest się sytuacji w tym kontekście. Czy nie zostało się wplątanym w nie swoją walkę, a więc uczestniczy się w walce o zbawienie, nie mając tego w pełni świadomości i nie będąc przygotowanym, odczuwając zaś niejasność sytuacji i przyszłą przegraną już się jest w dyskomforcie psychicznym, a po przegranej jest się w opłakanym stanie.
Co więc robić ? Nie robić nic lub twierdzić jak w liście Pawła z Tarsu: "Skoro zmarli nie zmartwychwstają, to jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy." (1 Kor.15.32)
Jeśli nie jest się przekonanym, że stać kogoś na zbawienie nie znaczy to, że może grzeszyć. każdy zły czyn oddala człowieka od zbawienia, nawet w życiu następnym, każdy dobry czyn przybliża go do zbawienia. Tak więc bez rozpaczy i bez szaleństwa można przybliżać się powoli do nieba. Jest to duży krok ku temu, by przekroczyć punkt zero i wyszedłszy ze skali minusowej podążać już plusową.

Brak komentarzy: