niedziela, 30 grudnia 2007

Niebezpieczeństwa wieczności.

Religie zbawienne, choć same w sobie przybrały dobry kierunek, to jednak w praktyce prowadzą do gorszych skutków niż religie renkarnistyczne. Popatrzmy na kultury Dalekiego Wschodu, może jest tam większa bieda, słabsza medycyna, brak dobrej techniki, ale pod względem moralnym są bardziej spokojne. A kultury europejska, amerykańska, islamska; ile tam tragedii dnia codziennego, a historia naznaczona ilu wojnami. Mogą niektórzy zarzucić, że nie ma to związku z wyznawaną religią. Ma i to duże; ludzie w religiach reinkarnistycznych nastawieni są na spokojne dążenie ku wybawieniu, w religiach zbawiennych wielu stawia na jedną kartę, gdy widzą, że nie podołają sami, zmuszają innych, by im pomogli lub stają się duchowymi lub nawet normalnymi przestępcami, dopuszczają się wielu i to drastycznych nieprawości. Nie bez znaczenia są tu np. słowa Jezusa: Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz (Mt 10.3439). U Łukasza: Nie, powiadam wam, lecz rozłam (Łk 12.49-53). Oczywiście słów tych nie należało traktować jako zachęty do nieprawości, ale nieprzygotowani ludzie często nie rozumiejąc siebie nie wiedzą nawet dlaczego dopuścili się przestępstw, a początek w wielu przypadkach jest w walce o zbawienie, w której ojciec jest przeciw synowi, matka przeciw córce. W islamie zachęta do świętej wojny jeszcze dzisiaj ma wielu zwolenników. A nagrodą za śmierć w niej było pójście do raju. Katolicy również dawali podobne obietnice za udział w wojanach krzyżowych. Wielu w swojej naiwności daje się zwieść różnym oszustom, jak np. starcowi z gór (Hasan ibn Sabbah), który za oddanie sobie, aż do śmierci samobójczej na rozkaz obiecywał raj wśród hurys. A przyczyną jakich tragedii była jego sekta Asasynów świadczy to, że w języku włoskim assasino, a francuskim assasin znaczy morderca (wikipedia).
Obecnie ludzie są bardziej dojrzali i drastyczność przeszłych rozwiązań zdaje się już nie dotyczyć obecnych czasów. Ale wciąż pozostaje jeszcze jedno niebezpieczeństwo, byś może bardziej podstępne, bo zaindoktrynowane pozostaje dla wielu niewidoczne. Szczególny prym wiedzie tutaj katolicyzm. Akcentuje się bowiem niepomiernie wieczność, przedstawia się jako lepszą i inną od życia doczesnego, a doczesność jako nie wartą chwilę, która jest dana człowiekowi , by zdobywał wieczność. Takie podejście prowadzi do niedoceniania swego życia, siebie tutaj, prowadzi do niedoceniania tego, co się wokół człowieka dzieje, a w efekcie do złej oceny stanu rzeczy, do swoistej maji (zasłony), w której człowiek nie w pełni świadomy szamoce się wśród zdarzeń, których ze względu na to, że z założenia lekceważy doczesność dobrze nie postrzega i nie rozumie, a to prowadzi do tego, że przegrywa z tymi, którzy wybrali świat (przypowieść Jezusa o synach światła i ciemności). Niby wszystko w porządku, czymże jest krótkie życie wobec wieczności, lepiej trochę, krótko pocierpieć, a potem żyć wiecznie. Byłoby w porządku, gdyby nie to, że w życiu i to nie zawsze chcąc walczyć z synami ciemności ludzie ci doznają takich porażek, że nawet w wieczności ciężko byłoby im żyć po nich. Staje się tu paradoksalnie odwrotnie, ci, co zostali nazwani synami światłości żyją w ciemności, są podobni do ludzi, którzy świecąc w dal, widzą swój cel (albo i nie- wieczność), a nie widzą przeszkód pod swoimi nogami i się potykają, często o nogi synów ciemności, którzy w rzeczywistości nimi są, myślą bowiem, że jeśli kogoś usidlą i nie dopuszczą do światła, to sami znajdą się bliżej.
Co więc robić, zwrócić się ku życiu doczesnemu. Ale jeśli patrzeć tylko na nie, to jest ono mają, zasłania ważne cele człowiekowi. Jest się wówczas podobnym do człowieka, który świeci tuż przed sobą, ale nie wie gdzie iść i błąka się, często wracając do tych samych miejsc. Trzeba by mieć i jedno i drugie oświetlone, ale jak to zrobić. Dokładnie w jednym z następnych artykułów, teraz powiem bardzo ważną rzecz, która daje możliwość pewnego zerwania maji, zasłony ze swoich oczu:

Życie doczesne jest częścią wieczności.

Nie można go lekceważyć, nie można lekceważyć tego, co się dzieje wokół człowieka, wówczas człowiek może nie dopuścić do tragedii, do zdarzeń przynoszących mu szkody, może bez obawy o ciągłe, niejasne pytania o wieczność na spokojnie iść po swojej drodze ku punktowi zero. Jeśli to dobrze zrozumie będzie już niedaleko tego miejsca, w którym nie czuje się zobowiązanym do działań nawet w imię zbawienia, często bowiem przynosi to przeciwne skutki.

To byłoby dobre zakończenie mowy, chcę jednak zwrócić na jedno, powszechne wśród ludzi, szczególnie młodzieży nastawienie, wynikające z założeń religii zbawiennych, ale nie tylko, bo i poglądów materialistycznych, że życie jest tylko jedno, które pcha często takich ludzi do podjęcia ryzykownych działań, które często kończą się dla nich fatalnie, bo nie przemyślane w gruncie rzeczy tak muszą. Gdyby nie to założenie, wiele tragedii w ogóle nie miało by szans się zacząć.

Brak komentarzy: